Tajemnica korespondencji vs Internet

Internet żyje kolejną aferą. „Haniebne” wiadomości Przemysława Holochera na facebooku puszczone w czeluście sieci są tematem numer jeden. Dla mnie większą niż treści tych wiadomości aferą jest to, że ktoś publikuje czyjeś prywatne wiadomości. Czy w sieci wszystko wolno?

Patrząc na to, co dzieje się obecnie na forach, niektórych blogach i profilach i obserwując jak wykorzystywane są opublikowane przez WikiLeaks wiadomości na temat szefa ONR-u i jednego z liderów Ruchu Narodowego można zacząć się bać. Wydaje się, że w internecie można wszystko. Dziwi mnie, że tzw. „wolnościowcy” nie wzięli strony Holochera i to nie ze względu na jakieś sympatie osobiste czy poparcie dla jego działań, ale ze względu właśnie na wolność. Spoglądamy do Konstytucji, w drugim rozdziale znajdziemy art. 49:

 

Zapewnia się wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się. Ich ograniczenie może nastąpić jedynie w przypadkach określonych w ustawie i w sposób w niej określony.

 

Tajemnica korespondencji obejmuje wszelkie rodzaje komunikacji, bez względu na przekaźnik. Korespondencja prowadzona może być w dowolnej formie (pismo, nagranie, itp.) dowolną drogą (poczta, posłaniec, telefon, e-mail itp.), byle tylko spełniony był warunek poufności, tj. przeznaczenie zindywidualizowanej przesyłki dla konkretnej osoby. W mojej ocenie opublikowane wiadomości wyczerpują znamiona korespondencji.

O poufności rozmów mówi także Kodeks Cywilny, art. 23:

 

Dobra osobiste człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, pozostają pod ochroną prawa cywilnego niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach.

 

Dlaczego więc wszyscy tak chętnie sięgają po opublikowane rozmowy, bez wyrzutów sumienia czytają cudzą korespondencję, nawet nie zastanawiając się nad tym, że to choćby zwyczajny brak kultury? Dlaczego nikt nie oburza się na powielanie ich czy wtórną publikację?

Zajrzałam i ja do tych rozmów, przyznaję, starałam się ich nie studiować, a zajrzeć czy jest i dyskusja, w której brałam udział. Owszem. Wśród rozmów skopiowanych z profilu Holochera znajdziemy i prywatne rozmowy z jego żoną. Ich publikacja to prócz właśnie złamania tajemnicy, a więc i naruszenia czyjejś wolności, kompletny brak taktu. „Wolnościowcy” jednak już zaczynają ubaw. Wycinają co pikantniejsze fragmenty, publikują, komentują i w swobodny sposób pogrywają sobie czyjąś prywatnością.

Uważam, że tym bardziej krzywdzący jest fakt publikacji tych rozmów w internecie, gdzie „nic nie ginie” i rozmowy te są już skopiowane na setkach, jeśli nie tysiącach, dysków twardych. Nie przekonuje mnie argumentacja, uderzająca w szefa ONR-u, że jest politykiem, powinien się z tym liczyć i bardziej pilnować. Dla mnie skandalem nie są treści rozmów, skandalem jest ich upublicznienie i znieczulica ludzi, którzy podkręcają tę aferę. Szokuje to tym bardziej, że z największą pasją rzucili się na te materiały ludzie, którzy na co dzień promują się hasłami wolności i własności.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *