Patent na prawo autorskie

O prawach autorskich wypowiedziały się już tuziny osób, czy to publicznych, czy zwykłych użytkowników internetu, a także ludzi, którzy z internetem mają niewiele wspólnego. Niewiele osób wie za to, co może w erze praw autorskich, które mogą obejmować ochroną dzieło nawet na 70 lat po śmierci autora.

Powszechne niezrozumienie

Oburzenie wśród internautów wywołał przegląd wydarzeń roku popełniony przez Tomasza Lisa na jego portalu. Redaktor pisze w nim „ACTA – poważne protesty wzbudził projekt ograniczenia kradzieży w internecie. Zrozumiałe jest, że w Polsce, gdzie tradycja złodziejstwa jest naprawdę mocna, protesty były większe niż w jakimkolwiek innym kraju”. Komentarz ten doskonale pokazuje sposób w jaki praw autorskich, a w szczególności ich przestrzegania, chronią obecnie osoby publiczne. Głośno było ostatnio i o akcji Hirka Wrony, który uświadamiał młodym ludziom, że są „złodziejami” ściągając muzykę czy filmy z nieautoryzowanych źródeł. Poziom świadomości na temat praw autorskich wśród osób publicznych, na stałe zajmujących się twórczością, jest zatrważający. O ile nie mylę się w ocenie i nie jest to po prostu zła wola. Tymczasem nie tylko nie można mówić o „złodziejstwie” czy „piractwie”, a jedynie o rozpowszechnianiu nieautoryzowanych kopii dzieła. Jeżeli oczywiście jesteśmy tym rozpowszechniającym a nie korzystającym. Należy bardzo wyraźnie powiedzieć, że ściąganie nie jest kradzieżą!

Prawo kultury

Artykuł 23, paragraf 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 roku głosi: Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego. Przepis ten nie upoważnia do budowania według cudzego utworu architektonicznego i architektonicznourbanistycznego oraz do korzystania z elektronicznych baz danych spełniających cechy utworu, chyba że dotyczy to własnego użytku naukowego niezwiązanego z celem zarobkowym. W tym samym artykule w paragrafie 2 czytamy: Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego. Obecność tego artykułu w obowiązującym prawie uświadamia kampania „Prawo kultury”, zorganizowana przez fundację Nowoczesna Polska. Organizując publiczną akcję informacyjną Nowoczesna Polska naraża się na oskarżenia jakoby zachęcała do kradzieży, kampania nazywana jest też „kontrowersyjną”. Pytanie tylko – co kontrowersyjnego jest w przytaczaniu obowiązującego prawa?

Prawo autorskie to bujda

Prawo autorskie powstało dopiero w XVIII wieku, a więc jest prawem stosunkowo nowym. Potrzeba jego stworzenia nie narodziła się jednak w celu chronienia praw twórców, a praw cechów prasowych w Anglii, powstałych w wyniku nałożenia przez króla ograniczeń na prasę. Właśnie to owe bariery spowodowały powstanie cechów prasowych, zrzeszających wydawców. Do tej pory zresztą niewiele się zmieniło. Zarówno prawo autorskie jak i patentowe chronić ma właśnie ogromne firmy, zrzeszenia czy korporacje, ale czy chroni artystów niekwalifikujących się do zrzeszeń? Tak, są takowi. Artyści zbyt mało intratni dla takowych zrzeszeń. Współczesne prawa autorskie zupełnie nie przystają do otaczającej nas rzeczywistości. Jest to rzeczywistość cyfrowa, która umożliwia szybkie i tanie rozpowszechnianie dzieł. Dla przykładu książka. Jej druk jest obecnie niedrogi, wprawdzie obciążona jest karygodnie wysokim VAT-em , co winduje sztucznie jej cenę w górę, ale sam koszt wydrukowania jest niski. Nie wspominając już o e-booku. Obecnie jeśli mamy ochotę wydać nasze dzieło możemy napisać ją przy użyciu komputera, przekonwertować choćby do formatu PDF i wrzucić w sieć. Jedyny nasz koszt to wkład czasowy, ewentualne straty zarobkowe z tego wynikające, czy koszt promocji. W momencie powstawania praw autorskich tworzenie kopii było czasochłonne, trudne i drogie. Stąd chęć do uzyskania wyłącznych praw do tworzenia kopii dzieła. Pamiętać należy, że tworzenie praw autorskich przypada na początek XVIII wieku, dlatego nawet rozpowszechnianie już stworzonych kopii pochłaniało mnóstwo czasu i było drogie. Początkowo aby dzieło, znów posłużę się przykładem książki, można było powielić należało stworzyć drukarnię, zainwestować w sprzęt, przeszkolić jej pracowników, a kopie książki przesłać do księgarni, której właściciel opłacał pensję księgarzy. Nie należy zapominać, że same książki były towarem wciąż deficytowym, pomimo powszechnego użycia druku.

Walka w obronie praw koncernów

Prawa autorsko-patentowe tworzą monopole, które spowalniają rozwój technologiczny. Stowarzyszenia zrzeszające artystów mają dbać o ich interesy, jednak wystarczy spojrzeć na gaże artystów i wydawców, by realnie popatrzeć na to, kto ma interes w utrzymywaniu praw autorskich w obecnym kształcie. Podobnie należy patrzeć na prawa patentowe. Duże firmy uniemożliwiają rozwój nowych technologii, nakładając na nie prawa patentowe. Chyba każdy słyszał o procesach wytaczanych przez firmy Apple czy Samsung. Firmy te uniemożliwiają wykorzystanie, a więc i dopracowywanie używanych przez siebie innowacji. Wiele leków nie jest produkowanych i dopracowywanych z jednego powodu – opierają się w dużej mierze na składnikach naturalnych, które nie podlegają prawom patentowym. Koncerny farmaceutyczne nie mają więc interesu we wprowadzaniu na rynek takich leków, gdyż nie przysługują im dodatkowe korzyści z tego tytułu. Firma inwestuje w fabrykę czy linię produkcyjną, prawo patentowe chroni jej interes, gdyż zapewnia długi i stały dochód z wprowadzenia innowacji. Tymczasem drobny przedsiębiorca czy konstruktor mógłby wykorzystać nową technologię, dopracować i udoskonalić we własnym garażu i tanim kosztem stworzyć produkt, który mógłby okazać się doskonalszy niż pierwowzór. Warto wspomnieć, że w przypadku monopoli korzyści materialne płynące z innowacji są większe, jednak jednocześnie podwyższają się koszty produkcji, gdyż producent musi korzystać z już opatentowanych przez innych monopolistów wynalazków. Tworzy się sztucznie system monopolowy. Dominacja nie polega na wyprzedzaniu swymi innowacjami konkurencji a na braku swobody na rynku.

A co jeśli…

A co jeśli spojrzymy na prawa autorskie i patentowe z radykalnie wolnorynkowego punktu widzenia i… zlikwidujemy je? Krytykujący prawa autorskie najczęściej negują istniejące prawo, ale nie neguje się samego istnienia tych praw. A co gdyby te prawa nagle znieść? Prawo autorskie jest prawem wytworzonym sztucznie. Naturalne prawo własności polega na ochronie dóbr rzadkich, tymczasem tzw. „własność intelektualna” nijak ma się do tej pierwszej, gdyż jest nierzadka i ogólnodostępna. Sztucznie zatem wytwarza się rzadkość „własności intelektualnej” właśnie poprzez coraz bardziej restrykcyjne narzędzia przymusu. Już Bastiat zauważył trzy etapy, przez które przechodzą innowacje: najpierw osoba posiada wiedzę, dzieli się nią i osiąga zyski, później inni wzorują się na niej i dzielą się zyskiem, w końcu idea jest powszechna i nie przynosi zysku, co powoduje rozwój wiedzy i kolejną idee. Prawa patentowe przedłużają sztucznie pierwszy etap. Tylko pozostawienie wiedzy dla siebie chroni ją naturalnym prawem, za to nie przynosi wynalazcy korzyści materialnych.

Jeśli nie prawa autorskie to co?

Wyobraźmy sobie, że na przekór monopolistom i olbrzymim koncernom zlikwidujemy prawa autorskie. Co z obawiającymi się o swoją twórczość zwykłymi artystami i wynalazcami? Istnieją alternatywy, pozwalające na równie efektywne pozyskiwanie korzyści, którymi są chociażby licencje, np. częściowa odpłatność za programy komputerowe, powiązania z innymi usługami, np. koncerty czy wieczory autorskie lub chociażby utrzymanie tajemnicy przedsiębiorstwa, np. Coca-Cola. Powstają alternatywne sposoby dzielenia się twórczością, chociażby Creative Commons. W uzyskaniu większych korzyści z wprowadzenia produktu na rynek pomaga pierwszeństwo rynkowe, które pomaga uzyskać dominację na rynku. Przychody na działalność twórczą zyskiwać można także z mecenatu i dobrowolnego wsparcia, co już jest stosowany chociażby przez niektóre organizacje pozarządowe. Prawa autorskie nie są jedynym sposobem chronienia swojego dzieła. Twórcy zapominają także o ważnej zależności – zdobywcy treści kulturowych sieci są bardziej aktywnymi odbiorcami kultury, co wykazuje choćby raport Centrum Cyfrowego.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *